
Co za dziwny akwen. Wąski i długi jak kiszka na 8,5 km! Na południu częściowo otoczony lasem, w większości jednak polami i domostwami. Mam okropne wspomnienia z wizyty w Strykowie – jest tam kampowy Zamek von Treskov. Omijajcie szerokim łukiem, zwłaszcza, że obok jest chyba jakaś ferma drobiu i śmierdzi tak bardzo, że nie można przejść spokojnie bez zasłaniania twarzy wszystkim co się ma pod ręką. Jest za to jedno piękne miejsce, do którego dotarłam nad jeziorem Strykowskim. W Sapowicach, po wschodniej stronie, w niezwykłym starym parku mieści się pałac – ośrodek wypoczynkowy Biblioteki Raczyńskich. Zachowajcie tu ciszę, bo proszą o to znaki (jakiś literat może tu właśnie tworzyć swoją przyszłą powieść). Mam wrażenie, że proszą o to też stare drzewa (też tak macie, że przy starych drzewach ściszacie głos?).
Znajdziecie tu piękną plażę, z której wejdziecie do jeziora mniej więcej w połowie jego długości. Wspaniałe miejsce do poczytania książki przy drzewie. W ogóle jakoś głupio przyjechać tu bez książki. Dobrze też wspominam pływanie tu na desce SUP w czerwcowym deszczu. Ten, kto wymyślił piankę, jest geniuszem (najlepiej się w niej leży na wodzie, gdy pada).
Dobrze jest nad jeziorem
nawet porą deszczową.
Leśniczy wieczorem
lampę zapala naftową…
(K.I. Gałczyński, Kronika olsztyńska)
Posłuchaj tego jeziora