Nie lubię jezior w sercu miasta. Bo co to wtedy za włóczęga w dzikie, co to za wyprawa, gdy wcale nie wyjeżdżasz z miasta, gdy spotykasz więcej ludzi niż drzew. Dla wielu osób jezioro w mieście to duża atrakcja, ale ja wolę te poza miastami. Do jeziora trzeba dotrzeć, trzeba zabłądzić, trzeba się przedrzeć przez wsie, krzaki, polne drogi i łąki. Trzeba natrafić na zamkniętą bramę, szlaban, słupek albo zwalone drzewo i szukać innej drogi dojścia do wody. To jest właśnie dla mnie włóczęgowskie oswajanie przestrzeni, to jest bycie w przyrodzie i docieranie do celu, w którym sama droga jest ważna.
Jezioro Małe jest w samym sercu Pobiedzisk, otoczone tkanką miejską, zarośnięte trzcinami. To taki mały staw. Nie wiem czy ktoś w nim kiedykolwiek pływał. Jedenastoletni Patryk, który mieszka po wschodniej stronie jeziora, powiedział mi, że nikt tu się nigdy nie kąpie (ja mu wierzę; zakładając, że Patryk nie wprowadził się tu przedwczoraj, to nam daje ogląd na sytuację jakieś parę lat wstecz, odkąd Patryk może samodzielnie wychodzić z domu).
Co jest przyczyną mętnej wody tutaj? Używając języka Głównego Inspektoratu Sanitarnego, „potencjalne przydomowe oczyszczalnie ścieków”? „Potencjalne nielegalne zrzuty zanieczyszczeń”?
Raczej spotkacie tu wędkarzy i mieszkańców, którzy wybrali się akurat na targowisko miejskie obok albo do firmy produkującej części samochodowe.
Nie polecam wizyty. Mnie tu zdołował widok wyciętego, bardzo starego, zdrowego drzewa (profesjonalista Sławas powiedział mi, że to był prawdopodobnie buk). I żadne tam zadbane połacie z lawendą przy jeziorze mi tego przykrego widoku nie zatarły.
Posłuchaj tego jeziora
Link do Wikipedii