Przez wiele lat przejeżdżałam obok tych wód, nie mając świadomości, że można tu sobie zrobić całkiem przyjemny spacer. Zalew Kocie Doły to dawne koryto Warty, powstałe w wyniku powodzi. Można stąd dojechać ścieżką rowerową aż do Wielkopolskiego Parku Narodowego. Dziś to przede wszystkim łowisko, obywają się tu zawody. Na portalach wędkarskich przeczytałam, że najlepiej biorą leszcze, najwięcej jest uklei, i że gdy chcesz złowić suma, to należy mieć dla niego wątróbkę drobiową… Nigdy nie wykorzystam tej wiedzy, bo nie rozumiem wędkarstwa. Interesuje mnie raczej jakość tej wody.
Niestety obawiałabym się do niej wejść, chociaż zagadany nad brzegiem mieszkaniec Lubonia twierdził, że jest krystalicznie czysta. Pozostaję sceptyczna w tej sprawie, bo wyczytałam, że przez całe lata Zakłady Chemiczne Luboń wpuszczały do Kocich Dołów ścieżki z chemikaliami poprodukcyjnymi. Aż strach w ogóle ruszać dno akwenu. Podobno nawet wędkarze boją się zjadać złowione tam ryby. Mimo to mieszkańcy Lubonia nazywają to miejsce oazą. Myślicie, że to jakiś resentyment? Hm. Bardziej interesujący od tego jest dla mnie inny wątek: językowo-historyczny. Podobno miejscowa ludność dawno temu nazywała to miejsce „Kaczymi dołami” ze względu na dużą ilość tych ptaków pływających tu kiedyś, gdy starorzecze okresowo wylewało. Pruscy urzędnicy po niemiecku zapisywali to fonetycznie „Katze Doly” (katze = kot), a Polacy, wtórnie tłumacząc zapis, czytali już „Kocie doły”.
Próbowałam obejść Kacze Doły, chciałam dotrzeć do stawów, które są za starym korytem Warty, ale nie udało mi się przedrzeć ani przez trzciny i las od strony południowej, ani przez płot od strony wschodniej. Pożarły mnie za to komary. Nie polecam więc próbować tej eskapady. Ale zobaczcie sobie stare przęsło mostu na północy, na ulica Romana Maya.
Posłuchaj tego jeziora: